Jak przedłużyć wizę w Nepalu?
Trudno w to uwierzyć, ale piszę do Was
znów z Nepalu! :)
Ostatnie dni w Polsce mijały nam na
pakowaniu bagaży, dopinaniu wciąż niezałatwionych spraw i pożegnaniach z
przyjaciółmi oraz rodziną. Było intensywnie, a czasem nawet nerwowo - czyli
dokładnie tak, jak zawsze przed wielomiesięcznymi wyjazdami.
Niespodziewanie w kalendarzu ukazał się 1
listopada. No i wyruszyliśmy. My, nasza koza grzewcza i pokaźne bagaże. Prosto
do Nepalu, by ukończyć projekt odbudowy szkoły w wiosce Bakrang-6.
2 listopada byliśmy już na miejscu. Na
lotnisku w Kathmandu przywitały nas wierzchołki potężnych Himalajów, które
wychylały się zza okolicznych, zielonych gór.
Szybki przejazd przez, o dziwo,
niezatłoczone i niezakorkowane miasto (w Nepalu ochodzono jedno z licznych świąt)
i już byliśmy w domu Pana Rama, gdzie spotkaliśmy niemal całą jego rodzinę.
Dwie córki i synową z dziećmi, a także żonę i zieńcia. "Sylwia, tęskniłaś
za nami przez ostatnie cztery miesiące?" - dopytywała Sarada, synowa Pana
Rama. Oczywiście, że tęskniłam!
Jeszcze tego samego dnia spotykamy się z
dyrektorem szkoły w Bakrang-6, który przyjechał do Kathmandu i otrzymujemy od
niego list rekomendacyjny z Departamentu Edukacji w Gorkha w sprawie
przedłużenia mojej wizy.
Choć naszym organizmom wciąż trudno odnaleźć
się ze względu na 5 godzinną różnicę czasu, w czwartek rano jedziemy do
Ministerstwa Edukacji, gdzie po godzinie załatwiania formalności otrzymujemy
kolejny list. Z nim jedziemy tym razem do Departamentu Edukacji w Gorkha.
Tłumczymy, prosimy i uzasadniamy, że dzieci w Bakrang czekają przecież na
szkołę i przedłużenie wizy jest dla nas niezbędne. Udaje się. Otrzymujemy
kolejny list. Żeby nie było zbyt prosto, musimy z nim wrócić ponownie do
Ministerstwa Edukacji. Choć docieramy tam na czas, a uprzednio umówiliśmy się z
urzędnikami na dostarczenie dokumentu - nikogo tam nie zastajemy. Od innego urzędnika słyszymy długą opowieść
na temat "Nepali time". No tak, godziny pracy nie zawsze są tu
przestrzegane. Już prawie o tym zapomnieliśmy!
Następnego dnia (4.11) ponownie pędzimy
do Ministerstwa z dokumentami. Początkowo w biurze nikogo nie ma, ale
ostatecznie udaje nam się odnaleźć urzędników. Czekamy na wypisanie kolejnych
listów i w między czasie zostajemy odesłani do kafejki internetowej, by sporządzić
moje CV. A potem? Potem czekamy kolejne godziny, aby szef szefów w
Ministerstwie podpisał moją zgodę na przedłużenie wizy. A że uczestniczył
właśnie w bardzo ważnym spotkaniu - mieiśmy wrażenie, że tego dnia nic już nie
załatwimy. A przecież nasze turystyczne wizy wygasają w przyszłą środę!
Jednak tym razem los nam sprzyjał. Szef
szefów skończył spotkanie tuż przed zamknięciem urzędu, podpisał moją zgodę, a
Pani z sekcji wizowej specjalnie na nas poczekała, aby wręczyć mi moje
dokumenty! W taki sposób stałam się posiadaczką pozwolenia na przedłużenie wizy
do końca roku. A żeby być bardziej precyzyjnym - wizy studenckiej. Lepiej nie
pytajcie. Urzędy rozpoczęły złą procedurę, potem nie wiedziały, co z nami
zrobić. A że czas nas naglił - wydali nam pozwolenia na wizy studenckie.
Skomplikowana historia :)
W związku z tym, że sobota w Nepalu jest
jedynym dniem wolnym od pracy, do Immigration Office chcieliśmy udać się w
niedzielę. Nie zdziwiliśmy się jednak, gdy tego dnia w nepalskim kalendrzu
wypadło akurat święto. Urzędy nie pracują, więc my skorzystaliśmy z okazji i w
oczekiwaniu na rozwój wizowej sytuacji udaliśmy się do Nagarkot - miejscowości
położonej nieopodal Kathmandu, którą odwiedziliśmy w styczniu tego roku wraz z
Romkiem (Romku, gorąco pozdrawiamy!) Z Nagarkot zobaczyć można piękną panoramę
Himalajów. Ponoć gdzieś wśród wielu szczytów ukryty jest sam Everest. W
styczniu szczęście nam nie sprzyjało i oprócz chmur nie widzieliśmy zupełnie
nic. Tym razem jednak się udało. Choć Himalaje piętrzą się gdzieś w oddali -
widok jest naprawdę piękny. W Nagarkot spędziliśmy cały weekend długo wpatrując
się w ośnieżone szczyty. Który z nich to Everest? Wciąż jednak nie wiemy. Każdy
zapytany przez nas Nepalczyk udzielał innej odpowiedzi. Ostatecznie okazało
się, że widać tylko jego czubeczek, gdy wejdzie się na wieżę widokową. Nam na
wieży przeszkodziły jednak drobne chmurki.
W Nagarkot zupełnie przypadkowo
zostaliśmy wciągnięci w studencki piknik z pysznym jedzeniem i głośną muzyką.
Młodzi ludzi bez trudu wciągnęli nas do tańca i poczęstowali ryżem z warzywami.
Z tymi przesympatycznymi studentami spędziliśmy niemal całe popołudnie.
Rozmawiając, śmiejąc się i tańcząc. Po tak miłym weekendzie w niedzielę
wieczorem wróciliśmy do Kathmandu.
W poniedziałek (07.11) zgodnie z planem
odwiedziliśmy Immigration Office. Już na wstępie uzyskaliśmy informację, iż bez
sterty dodatkowych dokumentów nie otrzymamy wizy. Byłam tym stwierdzeniem
wyraźnie zdziwiona. Postępowaliśmy przecież zgodnie z wymogami, a co więcej,
cztery miesiące temu urzędnicy z Immigration zapewniali Macieja, iż z
dokumentami od Ministerstwa Edukacji bezproblemowo otrzymamy wizy.
Ostatecznie wylądowaliśmy u samego
dyrektora, który uważnie wysłuchał naszego zażalenia. Odesłał nas do
wypełnienia dodatkowej aplikacji, na co w kolejce czekaliśmy ponad godzinę, po
czym zapewnił, iż otrzymamy przedłużenie... o ile dostarczymy potwierdzenie, iż
posiadamy konto w nepalskim banku. Pędziliśmy więc na złamanie karku do jednego
z odziałów naszego banku, co w przeludnionym i zatłoczonym Katmandu nie jest
łatwe. Dotarliśmy na czas, formalności trwały długo, ale pracownicy banku nie
byli w stanie wystawić nam od ręki zaświadczenia ze względu na migracje
systemowe. Za to kazali wrócić po nie jutro. I tak, po kolejnym dniu biegania
między urzędami i bankiem, nie udało nam się uzyskać wizy. Wiąż nie jesteśmy w
stanie zrozumieć, dlaczego tak trudno jest cokolwiek załatwić w tym kraju,
dlaczego urzędnicy nie posiadają odpowiedniej wiedzy i dlaczego nie można być
nieczego pewnym na sto procent. Wielu Nepalczyków odpowiada nam na te pytania
dwoma krótkimi zdaniami - "This is Nepal! What to do?"
Wtorek okazal sie byc dla nas szczesliwym
dniem. Z samego rana wrocilismy do banku po zaswiadczenie, ktore po niespelna
dwoch minutach trzymalismy w dloniach. Nastepnie pomaszerowalismy do
Immigration Office, otrzymalismy stosowny podpis od dyrektora I zylismy nadzieja,
ze teraz juz na pewno otrzymamy wizy. Pani w sekcji wizowej uparcie domagala
sie jednak od nas przedlozenia pisma zaswiadczajacego o przyjeciu na studia…
Nie chciala nas nawet sluchac, gdy tlumaczylismy, ze nasza sytuacja jest
szczegolna i pomimo wizy studenckiej nie bedziemy w Nepalu studiowac.
Wrocilismy zatem ponownie do dyrektora, kolejny raz wytlumaczylismy nasza
sytuacje I podkreslilismy jak bardzo zalezy nam na szkole w Bakrang. Dyrektor
osobiscie udal sie z nami do sekcji wizowej I nakazal urzednika, aby
przygotowali dla nas wizy. Sam przyznal, ze w takiej sytuacji jak nasza
nepalczycy nie wiedza, co zrobic, gdyz ich prawo nie przewiduje wiz
wolontariackich badz pomocowych, a przeciez pracowniczej nam tez dac nie moga.
Urzednicy w przeciagu godziny przygotowali dla nas dokumenty I wkleili wizy w
nasze paszporty. Udalo sie! I tak zostalismy posiadaczami wiz studenckich w
Nepalu. Do konca roku mamy zapewniony legalny pobyt! Jestesmy naprawde
szczesliwi z tego powodu.
A jutro jedziemy do Gorkha, by rekrutowac
dobra ekipe budowlana. Teraz, gdy wszystkie formalnosci sa juz zalatiwione –
mozemy ruszac do pracy! J
Komentarze
Publikowanie komentarza