Walczymy o zgodę!
Przez kilka pierwszych dni marca usilnie
próbowaliśmy przeforsofać nasze dokumnty w Ministerstwie Edukacji.
Uruchomiliśmy wszystkie lokalne kontakty. Wstawiali się za nami nie tylko
ludzie z Bakrang-6, ale także z Kathmandu. Robiliśmy wszystko, co w naszej
mocy. Wciąż jednak kazano nam czekać. Poważnie myśleliśmy o wcześniejszym
powrocie do Polski. Mimo ciągłych niepowodzeń mieliśmy nadal nadzieję, że
szkołę uda się nam postawić. Jeśli nie teraz, to w przyszłym roku.
W sobotę (5.03.2016r.) wyjechaliśmy na
tydzień do Pokhary. Przywitała nas bardzo brzydka pogoda - silna burza, ulewny
deszcz, a następnie zupełnie niespodziewany grad. Po 20-minutowym załamaniu
pogody ulicami Pokhary płynęły rwące potoki. Jak wygląda zatem Nepal w trakci
pory deszczowej? Nie potrafię sobie tego wyobrazić.
Kolejnego dnia pogoda znów się
powtórzyła. Aura nie motywowała niestety do wychodzenia z pokoju. Dwudniowe
deszcze i burze całkowicie oczyściły jednak powietrze i w poniedziałek
(07.03.2016r.) na niebie nie było nawet najmniejszej chmurki. Jeszcze przed
7:00 rozpoczęliśmy wędrówkę na wzgórze Sarangot, by podziwiać przepiękne pasmo
Himalajów. W miejscu tym byliśmy pierwszy raz trzy miesiące temu. Pogoda była
upalna, jednak widoczność nie do końca nas zadowalała.
Niemal zaraz po wyjściu z hotelu
ujrzeliśmy znajomą twarz - to Mariusz, którego poznaliśmy w Indiach! Mariusz
miał w planach podróż do Nepalu - wymieniliśmy się wtedy kontaktami i
zaproponowaliśmy wspólne spotkanie, gdy dotrze już na miejsce. W ponidziałek
trafiliśmy na siebie zupełnie przypadkowo. Mariusz po wielogodzinnej podróży
wylądował w Nepalu i bardzo zdziwił się na nasz widok. Za namową postanowił
wspiąć się razem z nami na szczyt. Tam czekała na nas wspaniała nagroda -
Himalaje prezentowały się nam w całej okazałości! Widok zapierał dech w
piersiach. Na wzgórzu spędziliśmy niemal 3 godziny przyglądając się dokładnie
wszystkim szczytom.
Z Mariuszem spędziliśmy kilka kolejnych
dni, opowiadając mu o Nepalu i naszym projekcie. Poznaliśmy także wielu
sympatycznych podróżników, w tym niespodziewanie kilku Polaków.
W trakcie naszego pobytu w Pokharze nie
marnowaliśmy czasu. Nawiązaliśmy kontakt z jedną z dziennikarek "Gazety
Wyborczej" - Alicją Lehmann, która postanowiła osobiście porozmawiać z
Dyrektorem Departametu Edukacji, z którym odbyliśmy ostatnie, frustrujące
spotkanie. Mimo powagi sprawy dziennikarka nie uzyskała żadnych konkretnych
informacji. Dyrektor stwierdził, że są w trakcie procedury i musimy czekać. Tym
razem kolejne dwa lub trzy tygodnie.
Postanowiliśmy zatem poprosić o pomoc
Ambasadę Polską w Indiach. Chcieliśmy wykorzystać każdą możliwą okazję - nie
mieliśmy przecież nic do stracenia. Najpierw odbyliśmy długą rozmowę z Panią
Ambasador Marią Łukaszuk, która, po zaznajomieniu się z naszą sytuacją, poprosiła
o przesłanie oficjalnego pisma. Wysłaliśmy zatem do Ambasady list z opisem
całej naszej sytuacji. Pani Ambasador obiecała, iż Ambasada podejmie wszelkie
starania, by pomóc nam uzyskać pozwolenie.
Działania Ambasady były błyskawiczne. Już
następngo dnia otrzymaliśmy od Ambasadora notę dyplomatyczną z poparciem dla
naszego projektu, którą otrzymał również Ambasador Nepalu w Indiach. Ambasador
Polski kontaktował się także z Ministerstwem Edukacji w Nepalu, które miało
przyśpieszyć naszą sprawę. Od tej pory żyliśmy nadzieją, że jednak w ten sposób
uda nam się coś załatwić.
W piątek (11.03.2016) pożegnaliśmy się z
Mariuszem, który wybierał się na trekking dookoła Annapurny, a my w sobotę
wróciliśmy do Kathmandu. Gdy tylko dotarliśmy na miejsce, w domu Pana Rama
spotkaliśmy uśmiechniętego Prakasha, który, ku naszemu zdziwieniu, oznajmił, że
jutro jedzie do Ministerstwa odebrać zgodę na naszą budowę! Byliśmy w szoku,
choć nie do końca w to wierzyliśmy. Prakash zaznaczył, że nasza obecność w
Ministerstwie nie jest potrzebna, że to tylko formalność, i że jutro odwiedzi
nas, przynosząc gotową zgodę.
Niedzielne wydarzenia (13.03.2016)
jeszcze bardziej nas zaskoczyły. Maciej udał się na dłuższe zakupy do miasta.
Zostawił mi telefon, abym mogła kontaktować się z Prakashem. Przypomnijmy, że
niedziela jest dla Macieja dniem milczenia. Późnym popołudniem otrzymałam
telefon od Prakasha. Jeden z Ministrów chce się z nami widzieć! Prakash nie był
w stanie mi nic wytłumaczyć. Raz mówił, że dostaniemy zgodę po spotkaniu, innym
razem, że Minister nic mu na ten temat nie powiedział. Poprosiłam Prakasha o
przełożenie spotkania na poniedziałek. Pomyślałam, że na takim spotkaniu
powinniśmy być razem - zarówno ja, jak i Maciej.
Po kilkunastu minutach otrzymałam ponowny
telefon od Prakasha - Ministr jest dostępny tylko dzisiaj, przez dwie kolejne
godziny. Nie bardzo wyobrażałam sobie, w jaki sposób mogę dojchać w dwie
godziny na drugi koniec zakorkowanego miasta. Prakash oznajmił, że za dziesięć
minut będzie w domu Pana Rama i razem udamy się do Ministerstwa. Jak to zrobi?
Nie wiedziałam. Rzuciłam wszystko, co miałam w rękach, przebrałam się i
zbiegłam na dół. Tam sytuacja się wyjaśniła. Prakash przyjechał skuterem. Nie
miał dla mnie oczywiście dodatkowego kasku - w Nepalu tylko kierowca musi go
nosić. Tutaj ludzie jeżdżą jak szaleni, a na drodze nie obowiązują żadne
przepisy. Lekko przerażona wsiadłam na skuter z Prakashem i ruszyliśmy do
Ministerstwa.
Po dotarciu na miejsce, jak zwykle w
Nepalu, musieliśmy czekać na Ministra. Po blisko godzinnym opóźnieniu odbyliśmy
spotkanie. Rozmowa zapowiadała się obiecująco - uściski rąk i miłe słowa.
Minister kolejny raz dziękował za nasze wsparcie i cierpliwość. Uroczyście
oznajmił, iż Ministerstwo jest w trakcie bliżej nieokreślonego procesu, że
prace posunęły się do przodu i że na sto procent otrzymamy pozwolenie! Z
radością w głosie zapytałam zatem: kiedy? "Maksymalnie za dwa
tygodnie" - odpowiedział ze spokojem Minister. Nie mogłam uwierzyć w to,
co usłyszałam. Moja cierpliwość się skończyła.
Swoją reakcją zaskoczyłam nawet sama
siebie. Zaczęłam podkrzykiwać na Ministra i wytykać mu wszystkie błędy. W
sposób ironiczny zapoznałam go z wszystkimi absurdami tutejszego rządu. Prakash
siedział skulony na fotelu, nie do końca wiedząc co się dzieje. Nepalczycy
traktują osoby na stanowiskach z bardzo dużym respektem i nigdy nie zachowują
się w sposób, jaki zaprezentowałam. Sam Minister był w ogromnym szoku.
Prawdopodobnie jeszcze nigdy w życiu młoda kobieta nie postawiła go w takiej
pozycji.
Minister ostatecznie wyglądał na
przejętego. Kilkukrotnie mnie przepraszał i powtarzał "abym się nie
denerwowała". Obiecał, że prześle nam na maila pismo z opisem procesu,
przez jaki przechodzą nasze papiery. Zaproponował również, abyśmy udali się następnego
dnia do Departamentu Edukacji, by spotkać się z głównym inżynierem, który
doradzi nam, jakie kroki następnie podjąć. Minister wciąż utrzymywał, iż w
Bakrang-6 musimy zastosować się do jednego z rządowych projektów. Próba
przepchnięcia naszego projektu ponoć wydłuży cały proces w czasie. Problem jest
taki, że projekty rządowe w ogóle nam nie odpowiadają.
Minister dotrzymał słowa i niezwłocznie przesłał mi maila o następującej treści:
"Dear Ms Sylwia,
Thank you for your commitment and willingness to provide support for school reconstruction in the District of Gorkha in Nepal. Your contribution will be a great reward to the local communities and students. We recognize the urgency and immediate need for starting the construction. We are very impressed with your dedication and support.
We are finalizing the approval process of your proposal. Due to some delay in establishing the National Reconstruction Authority (NRA) we could not immediately approve the proposal because your request came to us after the six month's recovery period. Now your request has been put in the high priority list for immediate approval from NRA. It will be confirmed within a few day's time.
Thank you very much for your patience and for being so kind to help the children in Nepal's earthquake affected areas. Your contribution is extremely rewarding for our children.
With lots of appreciation for your cooperation and understanding,
Dr Lava D Awasthi
Ministry of Education
Nepal"
Następnego dnia ponownie otrzymałam wiadomość od Ministra:
"Dear Sylwia
Thank you so much for your kindness and support.
We have forwarded the proposal to NRA for their approval.
We will remain in contact.
Best wishes,
Lava"
W poniedziałek udaliśmy się zgodnie z radą do
Departamentu Edukacji. Główny inżynier przyjął nas w swoim biurze i całą
absurdalną sytuację związaną z naszym projektem wytłumaczył jednym słowem:
"Nepal". Inżynier zadzwonił w kilka miejsc i ostatecznie zaprowadził
nas do tajemniczego pokoju, w którym, ku naszemu zdziwieniu, pracowali
obcokrajowcy. Nasza sprawa trafiła w ręce mężczyzny z Australii, który w Departamencie
Edukacji spędził już osiem miesięcy. Początkowo pokazał nam zatwierdzone do tej
pory projekty i sugerował, abyśmy wybrali jedną z propozycji rządowych. Żadna z
nich nie pasuje jednak do ziemi pod budowę w naszej wiosce. Australijczyk
zaproponował zatem, aby wybrać najbardziej zbliżony projekt i przerobić go
według naszej ziemi, stosując się przy tym jednak do wytycznych rządu.
Zdecydowaliśmy, że tak też właśnie zrobimy, a Australijczyk wysłał nam
dodatkowo na maila wszystkie potrzebne informacje.
Po powrocie do domu zorganizowaliśmy
przyjęcie urodzinowe dla najmłodszego członka rodziny Pana Rama - uroczej
Aryany. Tego dnia właśnie kończyła roczek. Zamówiliśmy tort (całkiem smaczny
jak na warunki nepalskie, choć koło polskiego tortu na pewno nie leżał),
kupiliśmy świeczki i prezent - pluszowego misia oraz piłkę z naniesionymi na
niej wszystkimi państwami świata. Niestety to pierwsze zabawki, jakie mała
Aryana dostała w swoim życiu. Do tej pory bawiła się wyłącznie kluczami,
metalową miską i łyżką. Większość dzieci nie jest tutaj stymulowana do rozwoju.
Specjalnie z okazji urodzin ugotowaliśmy również kolację. Wieczór spędziliśmy w
bardzo miłej atmosferze. Wspólnie zdmuchnęliśmy świeczkę, zjedliśmy tort i
kolację, a następnie zaśpiewaliśmy naszemu maleństwu sto lat. Mama Aryany
bardzo cieszy się z naszej obecności - dziewczynka codziennie bawi się z nami i
nieustannie uczy się od nas czegoś nowego. Jest słodkim maluchem i na pewno
będziemy za nią tęsknić, gdy wrócimy już do Polski.
We wtorek spotkaliśmy się z żoną naszego
inżyniera (która również pracuje w zawodzie i uczestniczyła w procesie konstruowania naszego projektu). Przez kilka
godzin modyfikowaliśmy projekt według propozycji rządowych. Pojedyncze drzwi
zamieniliśmy na podwójne, powiększyliśmy odległości między ławkami i dodaliśmy
rampę podjazdową. Z wydrukowanym projektem po poprawkach pojechaliśmy ponownie
do Departamentu Edukacji i spotkaliśmy się ze znajomym nam już
Australijczykiem, który potwierdził, że projekt wygląda dobrze. Zaproponował
wyrzucić z projektu jeszcze tylko tylne drzwi i zmienić konstrukcję dachu.
Teraz musimy w ten sam sposób zmienić projekt drugiego, mniejszego budynku
szkoły i zatrudnić inżyniera strukturalnego, który dokona dla nas analizy
strukturalnej.
W środę (16.03.2016) spotkaliśmy się z
Honorowym Konsulem Polski w Nepalu oraz jego sekretarką Marry. Z Konsulem
widzieliśmy się dokładnie 4 miesiące temu i odradzał nam on realizację
projektu. Sugrował, iż pracę powinniśmy rozpocząć z kilkumiesięcznym
opóźnieniem. Konsul ponownie zainteresował się naszą sprawą dzięki interwencji
Ambasady Polskiej w Indiach. Z własnej inicjatywy zaprosił nas na spotkanie i
obiecał, iż skontaktuj się z Ministrem, z którym miałam okazję osobiście
rozmawiać w niedzielę. Obiecał również, iż skontaktuje się z Ministerstwem
Turystyki i Spraw Zagranicznych, by pomóc nam w procesie uzyskiwania zgody.
Teraz mamy czekać na dalsze informacje z Konsulatu.
Od Konsula otrzymaliśmy również imienne
zaproszenia na Dzień Polski w Nepalu, który odbywać będzie się pod koniec
kwietnia. Zaproponowaliśmy, iż z chęcią tego dnia przedstawimy wszystkim
gościom krótką prezentację o Polsce wraz ze zdjęciami. Konsul z radością
przystał na propozycję.
W czwartek ponownie spotkaliśmy się z
żoną inżyniera. Szczegółowo wytłumaczyliśmy, jakie poprawki musi nanieść na
projekt. Teraz czekamy na gotowy projekt po wszystkich zmianach.
Co ciekawe, wiele osób powtarza nam, iż
obecne działania rządu, które opóźniają proces wydawania zgód, wynikają z
nieuczciwości wielu organizacji pozarządowych, które do tej pory udzielały
pomocy w Nepalu. Wprost mówi się o przekrętach finansowych i korupcji.
Powtarzają to nie tylko urzędnicy, ale także osoby niezwiązane w żaden sposób z
rządem. Ostatnio pisano o tym nawet w gazetach. Czy to prawda, czy też tylko zwykła
wymówka? Tego nie wiemy. O dziwo wydaje nam się to jednak wielce prawdopodobne.
Smutna wiadomość.
Właśnie dlatego my osobiście koordynujemy
nasz projekt w Nepalu. Jesteśmy wolontariuszami, przebywamy tutaj za własne
pieniądze i nie otrzymujemy żadnego wynagrodznia. A gdy wreszcie uzyskamy zgodę
i przystąpimy do pracy - będziemy pilnować, aby każda zebrana złotówka trafiła
na budowę szkoły!
Mimo ogromnego zwątpienia, jakie nas
dopadło, wciąż robimy wszystko, co w naszej mocy. Poruszamy niebo i ziemię, by
zdobyć pozwolenie. Nieustannie otrzymujemy jednak rozbieżne informacje. Z
jednej strony Minister, z którym miałam okazję rozmawiać, utrzymuje, iż wkrótce
dostaniemy zgodę na projekt złożony w Miniterstwie w styczniu. Z drugiej jednak
strony inżynier z Australii zapewnia, iż bez zmian projekt z pewnością nie
zostanie zaakceptowany. Dlaczego od złożenia dokumentów nikt nie wskazał nam,
jakie błędy zawiera projekt? Przecież natychmiastowo moglibyśmy je poprawić -
tak dla przykładu działa się w Polsce. Na to pytanie nikt nie zna jednak
odpowiedzi, a sami pracownicy Ministerstwa wzruszają ramionami. Nepal - to
odpowiedź na wszystko.
Najbliższe dni pokażą, co tak naprawdę
wydarzy się w sprawie naszego projektu. Wszystko toczy się obecnie na drodze
dyplomatycznej. Trzymajcie kciuki! My wciąż staramy się wierzyć w powodzenie
projektu.
Komentarze
Publikowanie komentarza