Urokliwa Pokhara
Wtorek (01.12.2015) był bardzo owocny w
spotkania. Wieczorem razem z Panem Ramem i Prakashem udaliśmy się na ponowne
spotkanie z inżynierem, a także kilkoma osobami blisko związanymi z wioską
Bakrang-6. Wszyszyscy się tam urodzili, byli uczniami szkoły, którą chcemy
odbudować, a teraz mieszkają i pracują jako nauczyciele bądź wykładowcy w
Katmandu. Na pierwszy rzut oka widać, jak bardzo zaangażowani są w projekt.
Cieszą nas także ich dosyć wysokie kompetencje. Podczas godzinnych obrad
ustaliliśmy wspólnie plan działania. Inżynier wyliczył, iż przy obecnych cenach
suma, jaką posiadamy, wystarczy nam na odbudowanie jednego budynku szkoły, w
którym zmieści się dziesięć klas. Przypomnijmy, że w planach mieliśmy także
postawienie drugiego, mniejszego budynku z czterema klasami. Wciąż liczymy
jednak na ustabilizowanie sytuacji ekonomiczno-politycznej w Nepalu i w głębi
serca wierzymy, że w jakiś sposób uda się nam postawić oba budynki. Inżynier ma
tydzień na przygotowanie projektu szkoły. Po naszej akceptacji komitet odbudowy
uda się ponownie do Ministerstwa Edukacji, w celu uzyskania końcowych pozwoleń.
Całe spotkanie napełniło nas optymizmem. Wreszie widzimy prawdziwe
zaangażowanie Nepalczyków, wreszcie robimy kolejne kroki do przodu. Wszystko
idzie opornie, ale oby tak dalej.
Jeszcze we wtorek podjęliśmy decyzję, że
następnego dnia udamy się do Pokhary. Czekamy na projekt inżyniera, nie chcemy
więc siedzieć bezczynnie. Niestety w nocy dosyć niespodziewanie dopadło mnie
potężne zatrucie żołądkowe. Najgorsze, jakiego doświadczyłam w swoim życiu.
Całą noc spędziłam w łazience, nie mając siły stać na własnych nogach. Do
pokoju wracałam zatem na czworakach, zastanawiając się, czy po drodzę nie
stracę przytomności. Jedyne, czym się pocieszałam, to fakt, że nie śpimy
aktualnie w namiocie i że do łazienki jest tak blisko. Czym się zatrułam? Nie
wiem. Być może jedzenie było nieświeże, być może to reakcja na zbyt ostre
przyprawy, a być może to po prostu efekt innej flory bakteryjnej. Mój żołądek
ogólnie średnio radzi sobie w tutejszych warunkach, mam nadzieję, że wkrótce
szybko się to zmieni. Nikomu takiego zatrucia nie życzę i sama ponownie nie
chcę go przeżyć.
Do siebie dochodziłam przez dwa dni. Całą
środę (02.12.2015) przeleżałam w łóżku. Posiliłam się dwoma bananami, aby nie
mieć pustego żołądka, a Sarada, synowa Pana Rama, przygotowała mi nepalską
miksturę. Smakowała obrzydliwie, do końca nie wiedziałam, czy powinnam ją pić,
bałam się, że jeszcze bardziej mi zaszkodzi. Osatecznie miksturę wypiłam i
gorzej nie było. Lepiej chyba też nie :)
W czwartek (03.12.2015) poczułam się
znacznie lepiej. Pierwszy raz od naszego przyjazdu zjedliśmy coś, co
przypominało europejskie śniadanie, aby nie drażnić mojego żołądka.
Hermetycznie pakowane bułki z dżemem, którego w Nepalu praktycznie nikt nie je.
Chleb to także rzadkość. W pobliskich sklepach można dostać tutaj jedynie coś w
rodzaju chleba tostowego.
Po śniadaniu spakowaliśmy swoje rzeczy i ruszyliśmy
do Pokhary. Ponad sześć godzin w ciasnym autobusie. Pod koniec nie wiedzieliśmy
już nawet, jak mamy siedzieć. Zrobiliśmy zakupy i znaleźliśmy tani nocleg. Mój
żołądek czuje się lepiej, ale wciąż nie pracuje dobrze. O ironio losu, czeka
mnie tu chyba ciężkie pół roku :)
W piątek (04.12.2015) rozpoczęliśmy
zwiedzanie Pokhary. Pierwszego dnia wspinaliśmy się na punkt widokowy
zlokalizowany na górze Sarangkot (1592 m n.p.m). Ze względu na moje osłabienie,
wspinaczka szła mi bardzo opornie. W duchu mówiłam sama do siebie "nigdy
więcej skalistych schodków!" Widok po dotarciu na miejsce był jednak
piękny. Przed nami rozpościerało się pasmo Himalajów z "Rybim
Ogonem" na czele. Powietrze nie
było zupełnie przejrzyste, jednak widoki w dalszym ciągu cieszyły oko. Po
drodze podziwialiśmy również kilkudziesięciu paralotniarzy szybujących w
powietrzu.
W sobotę na spacer wybraliśmy się w
przeciwnym kierunku - do Świątyni World Peace Pagoda (Stupa Pokoju). Świątynia
zlokalizowana jest na nieco niższej górze, na którą stosunkowo łatwo jest się
wspiąć. Z tego miejsca ponoć doskonale widać pasmo Himalajów. My niestety nie
mieliśmy tego szczęścia. W powietrzu unosiła się gęsta mgła, która skutecznie
je przysłaniała. Jako że sobota, to jedyny dzień wolny od pracy w Nepalu, po
drodze zaobserwować mogliśmy "cleaning time". Wiele osób właśnie tego
dnia pierze ubrania i zażywa kąpieli w pobliskich rzekach. W Polsce trudno
byłoby to sobie wyobrazić.
Leniwa niedziela zakończyła się długim
spacerem wzdłóż urokliwego, drugiego pod względem wielkości w Nepalu Jeziora
Phewa. W poniedziałek wybraliśmy się natomiast do takiej części miasta, której
na ogół nie odwiedzają turyści. Szukaliśmy miejsca, z którego dobrze byłoby
widać Himalaje. Jesteśmy na właściwym tropie i na pewno jeszcze do Pokhary
wrócimy, licząc oczywiście na większą przejrzystość powietrza :)
We wtorek z bólem wróciliśmy do głośnego
i zakurzonego Katmandu. Mieliśmy kolejne spotkanie z inżynierem, który
przygotował projekt naszej szkoły. Sam projekt, z małymi zastrzeżeniami nam się
podoba. Nie podobają nam się jednak ceny. Uważamy, że zarówno wszystkie ceny,
jak i ilość potrzebnych materiałów, zostały mocno zawyżone. Koszt jednego
budynku o powierzchni 280m2, z 8 salami ma nas kosztować 100 000$. Zmartwieni
wracamy do punktu wyjścia. Wróiliśmy z Pokhary z nadzieją, że w przeciągu tygodnia
uzyskamy pozwolenia i rozpoczniemy budowę. Niestety spotkało nas rozczarowanie.
Wyruszamy zatem do Gorkha w poszukiwaniu innego iżyniera. Kontaktujemy się
również z inżynierem z Polski, by sprawdzić poprawność wyceny. Wszystko w
Nepalu jest bardziej sąplikowane, niż mogłoby się wydawać. Jesteśmy tutaj już
od miesiąca, a wciąż stoimy w tym samym miejscu.
Sylwia, zdrowia życzę! Też pamiętam moje pierwsze mega-zatrucie w Pakistanie w 2003 r.... Od tamtej pory mogę już jeść wszystko, mój układ odpornościowy dostał swoją lekcję... Ale łatwo nie było!
OdpowiedzUsuńNie zrażajcie się przeciwnościami! Nich Durga usuwa wszelkie przeszkody! Jak gdzieś w Kathmandu zobaczycie jej kapliczkę na ulicy (zawsze siedzi na tygrysie i ma wiele rąk z różnymi rodzajami broni - właśnie po to, aby usuwać przeciwności!), to zapalcie kadzidełko. Na pewno pomoże! Om-dom-Durga-ye-namaha! - Uściski!