Budowa szkoły w Bakrang-6 ruszyła!
W środę (09.12.2015) po długiej podróży
przybywamy do Gorkha. Niestety po zmroku niemal całe miasto zamiera. Następnego
dnia spotkaliśmy się za to z Prakashem, który miał umówić nas z kolejnym
inżynierem. Jak się okazuje, nawet umawianie spotkań nie należy w Nepalu do
najłatwiejszych zadań. Nagle dowiedzieliśmy się, że inżyniera jednak nie ma w
mieście. Lekko zdenerwowani postanowiliśmy zatem usiąść przy kawie i pobawić
się w inżynierów. Zaczęliśmy tworzyć własny projekt szkoły w Bakrang-6. Ja
szkicowałam budynki przyszłej szkoły, a Maciej kalkulował koszty. Po dwóch
godzinach stworzyliśmy projekt, który zadowolił nie tylko nas samych, ale
również Prakasha. Wróciliśmy do pierwotnego planu - szkoła będzie miała kształt
litery "L". Będzie składać się z dwóch osobnych budynków, które,
według przepisów dotyczących budownicta na terenie sejsmicznym, nie mogą się
dotykać.
Po powrocie do hostelu cały wieczór
kalkulowaliśmy koszty budowy. Znaliśmy ceny niemal wszystkich materiałów, a
także wymiary poszczególnych klas, schodów i tarasów przed szkołą. Według
naszych szczegółowych obliczeń budowa większego z budynków (280m2, dwa poziomy,
8 klas), bez okien, drzwi, elektryki i pracowników, będzie kosztowała około 50
000 - 60 000$, a nie 100 000$, tak jak wyliczył to inżynier. Nie ukrywamy, że
chcielibyśmy wybudować również drugi, mniejszy budynek (120m2, dwa poziomy, 2
klasy, pokój nauczycielski i biblioteka), jednak wszystko wskazuje na to, że
przy becnym kryzysie ekonomicznym i wzroście cen niestety zabraknie nam
funduszy.
W piątek (11.12.2015) postanowiliśmy udać
się do Bakrang-6. Droga z Gorkha wcale nie jest taka łatwa, wspinaczka mocno
nas zmęczyła. Po drodze mogliśmy jednak obserwować takie widoki :)
Na
miejsce dotarliśmy o zmroku i wieczór spędziliśmy z Prakashem i jego rodziną.
Następnie przenieśliśmy się do jednego ze starych budynków szkoły, który nie
uległ zniszczeniu podczas trzęsienia ziemi, jednak wymaga naprawy. Tam mieliśmy
spędzić noc. Prakash wstawił nam łózko i podłączył światło. Początkowo byłam
przerażona. Noce są tutaj naprawdę chłodne, a murowany budynek szkoły, z dachem
z blachy falistej, ma wiele luk i wolnych przestrzeni, przez które wpada zimne
powietrze. Po dużym wysiłku podczas wsponaczki przez cały wieczór nie mogliśmy
się rozgrzać. Maciej zaryzykował kąpielą przy studni, na otwartej przestrzeni,
ja jednak trzęsłam się z zimna i nie byłam w stanie zdjąć z siebie nawet
kurtki. Piątek był zatem dniem budasa.
W nocy czułam lekki wiatr na swojej
twarzy, udało mi się jednak przetrwać. Nagrodą był piękny poranek, który
przywitał nas ciepłymi promieniami słońca. Na szczęście kupiliśmy ostatnio
grzałkę. Teraz, przy odrobinie szczęścia, gdy uda nam się "złapać"
prąd, możemy zrobić sobie ciepłą herbatę na rozgrzanie. Rozpoczeliśmy także
sezon na ostre zupki chińskie, które świetnie rozgrzewają nas od środka.
W sobotę (12.12.2015) odbyliśmy
zaplanowane spotkanie z komitetem odbudowy szkoły w Bakrang-6. W jednym miejscu
zebrały się wszystkie najważniejsze osoby z kilku okolicznych wiosek. Jesteśmy w
Nepalu już miesiąc i nie możemy dłużej czekać. Postawiliśmy mieszkańcom
konkretne warunki. Wszyscy muszą się zmobilizować i zabrać do pracy. Musimy w
końcu stworzyć oficjalny projekt szkoły, który zadowoli nas wszystkich. W
trakcie spotkania razem z Maciejem zmierzyliśmy ziemię, którą mamy do
wykorzystania. Mieszkańcy świetnie wysprzątali pozostałości po starej szkole.
Podjęliśmy decyzję o wyburzeniu jeszcze jednego starego budynku, aby uzyskać
większą przestrzeń (nasza ziemia jest naprawdę bardzo mała, z dwóch stron
znajdują się również strome zbocza, które utrudniają budowę). Mieszkańcy
obiecali, że od niedzieli zaczną samodzielnie rozbierać budynek, co bardzo nas
ucieszyło. Po jego wyburzeniu będziemy mogli budować szkołę z przestronnymi i
wygodnymi klasami, a cała konstrukcja będzie miała kształt litety
"L". Dzięki temu odsuniemy się także od niebezpiecznych skarp.
Z Maciejem podjęliśmy decyzję, że w
przeciągu tygodnia, góra półtorej, przeprowadzimy się do Bakrang. Będziemy
mieszkać w dalszym ciągu w budynku starej szkoły, jednak przystosujemy go w
taki sposób, aby czuś się komfortowo. Urządzimy sobie tam małą kuchnię, bo
nepalski ryż z "dal" wychodzi nam uszami, zbudujemy szafki na nasze
rzeczy, a w starej toalecie zrobimy coś, co będzie przypominało prysznic.
Musimy też poradzić sobie z chłodem w pomieszczeniu. Kupimy zatem albo dużą
plandekę na sufit, by uszczelnić budynek, bądź też kupimy po prostu namiot,
który rozłożymy w sali i będziemy w nim spać. Za jakiś czas będziemy czuś się w
Bakrang-6 jak w domu :)
Jeszcze w sobotę wieczorem wróciliśmy do
Gorkha, gdzie dwa dni spędziliśmy w hostelu - jedynym w miarę ciepłym, jaki
udało nam się naleźć. W poniedziałek (14.12.2015) zostaliśmy ponownie
zaproszeni do Bakrang-6 przez inżyniera, który miał być na miejscu. Według
wstępnego planu chcieliśmy wyznaczyć fundamenty, które należy wykopać. Udaliśmy
się zatem do Bakrang-6. Jak się okazało, inżynier nie był jednak przygotowany
do spotkania. W wiosce trwały uroczystości ślubne, w których niemal wszyscy
uczestniczyli. Po bardzo zimnej nocy we wtorek rozpoczęliśmy konsultacje z
inżynierem. Przedstawiliśmy nasz pomysł na budowę szkoły i ustaliliśmy
szczegóły. Nie wszystkie propozycje inżyniera przypadły nam do gustu,
poprosiliśmy zatem o wprowadzenie zmian według naszych koncepcji. Inżynier
obiecał, że w ciągu kilku dni przygotuje nowy projekt i za tydzień spotkamy się
ponownie, tym razem w Katmandu.
Na placu budowy zostaliśmy z Maciejem
sami i postanowiliśmy, że na własną rękę rozpoczniemy wytyczanie fundamentów.
Uzbrojeni w miarę przystąpiliśmy do pracy. W Bakrang mieliśmy zostać tylko
jedną noc, w związku z czym nie mieliśmy przy sobie większej ilości rzeczy na
zmianę. W tym momencie wiedzieliśmy już jednak, że nasz pobyt się przedłuży. Do
zmierzchu udało nam się wytyczyć jedną linię fundamentów i rozkuć pierwszy
kawałek betonowej posadzki.
W środę (16.12.2015) kontynuowaliśmy
naszą pracę. Niestety w dalszym ciągu sami. W kółko powtarzaliśmy mieszkańcom,
że potrzebujemy pomocy wolontariuszy z wioski. Prócz kilku uczniów ze szkoły
nikt nam jednak nie pomagał. Uzbrojeni w młotki i kilofy niszczyliśmy stare
fundamenty i kopaliśmy fundamenty pod nową szkołę. Nie chcieliśmy marnować
czasu, mieliśmy też nadzieję, że zmobilizujemy mieszkańców wioski do pracy.
Niestety powoli wstępowała w nas złosć. Nasze ręce były zmęczone i poranione,
brakowało nam tez siły.
W
czwartek sytuacja wyglądała bardzo podobnie. We dwójkę, mimo całodniowej pracy,
nie byliśmy w stanie zrobić wiele.Warunki atmosferyczne także nam nie
sprzyjały. W dzień jest około 15 stopni, w nocy temperatura spada jednak do 5
stopni. W naszym pokoju w Bakrang jest okropnie zimno. Gęste mgły przysłaniają
słońce, w związku z czym murowany budynek nie może się nagrzać. Toaleta mieści
się na zewnątrz, a myć musimy się na otwartej przestrzeni, w lodowatej wodzie.
Maciej jeszcze jakoś sobie radzi. Ja każdego dnia walczę z zimnem. Śpię pod
dwoma śpiworami, w dwóch kompletach odzieży termicznej. Jestem chodzącą kostką
lodu, w dzień zakładam na siebie wszystkie możliwe ubrania i wciąż zamarzam. W
zasadzie to ledwo się ruszam. Zastanawiam się, jak długo wytrzymam. Mój organizm powoli odmawia mi posłuszeństwa.
Późnym popołudniem wybraliśmy się do
Gorkha, by kupić łopaty i taczki. Niestety sprzęt mieszkańców wioski nie należy
do najlepszych, a taczek w ogóle nie używają. Przy okazji zrobiliśmy spore
zakupy, by urządzić nasz nowy dom w Bakrang. Kupiliśmy plandekę na dach, która
zmniejszy pomieszczenie i zasłoni część nieszczelności. Kupiliśmy także miski i
baniak na wodę, by nie chodzić nieustannie do studni. Do plecaka załadowaliśmy
także makarony, herbatę, cukier i przyprawy, po czym ponownie ruszylismy do
Bakrang. Niestety wspinać się musieliśmy już po ciemku, co nie było bardzo
komfortowe. Dźwigaliśmy plecaki załadowane towarem, a Maciej na swoich plecach
niósł jeszcze cztery łopaty. Tak, jak się domyślacie, ledwo dawał radę.
Dotarliśmy na miejsce po 20:00. Szybki prysznic (od dwóch dni grzejemy sobie
wodę do kąpieli, bo nie możemy już znieść zimna) i wreszcie czas na sen.
W piątek (18.12.2015) dopadło nas
przeziębienie. Rozpalała nas gorączka,
męczył katar i kaszel. Czuliśmy się fatalnie, szczególnie Maciej. Na pocieszenie przygotowaliśmy sobie pyszne
śniadanie z kupionymi dzień wcześniej warzywami. To nasze pierwsze świeże
warzywa od ponad miesiąca. Niebo w gębie!
Mieszkańcy mieli tego dnia zaplanowane
spotkanie. Długo debatowali, podczas gdy my dalej wytyczaliśmy fundamenty.
Wszyscy wyraźnie martwili się naszym zdrowiem i odciągali nas od pracy.
Fundamenty tak naprawdę powinien wyznaczać inżynier, jednak nie bardzo
śpieszyło się mu do pracy. Jesli my tego nie zrobimy, to budowa będzie
nieustannie się opóźniać, a czas ciągle ucieka. Po godzinie 12 czekała na nas
ogromna niespodzianka. Mieszkańcy na spotkaniu podzielili się na grupy i
pierwsza z nich właśnie przyszła do pacy! Ku naszemu zaskoczeniu około 50 osób
zabrało się do kopania fundamentów. Mężczyźni, kobiety i dzieci. Niezależnie od
wieku. Praca szła im błyskawicznie. Nasze starania nie poszły na marne!
Ponownie wstąpiła w nas nadzieja, mimo choroby byliśmy szczęśliwi.
Maciej przez chorobę spał może dwie
godziny w ciągu całej nocy. Męczył go okropny kaszel, bałam się, że nabawi się
zapalenia oskrzeli. Mnie natomiast rozpalała gorączka i trzęsłam się z zimna. O
czwartej nad ranem było kolejne silne trzęsienie ziemi o skali 5.5. Dach w
naszym budynku wykonany jest z blachy falistej, trzęsienie ziemi sprawia zatem,
że wydaje on głośne, skrzypiące dźwięki.
W sobotę wiedzieliśmy już, że tego dnia
musimy koniecznie wrócić do Gorkha, a potem do stolicy. Nie przetrwam tutaj
dłużej bez reszty moich rzeczy i ciepłych butów, inaczej po prostu zamarznę.
Maciej nie może już na mnie patrzeć, przez 24h na dobę jestem skostniała, ledwo
się ruszam, a mój mózg nie chce pracować. Do tego ta okropna choroba. Maciej
sam zaczyna już powoli marznąc, chociaż jest bardzo odporny i całkiem dobrze
radzi sobie z zimnem. Ja ponoć wyglądam jak trup, wolę zatem nie zaglądać do
lusterka.
Maciej wymyslił, że ktoś musi nam
zmontować typową kozę, którą niegdys używało się w Polsce do ogrzewania
pomieszczeń. To proste do wykonania urządzenie. Jednak to, co wydaje się nam
być proste - w Nepalu na ogół proste niestety nie jest. Tym bardziej, że tutaj
nikt nie stosuje takiego systemu grzewczego. Domy, pomieszczenia i sklepy nie
są w ogóle ogrzewane, co bardzo nas dziwi. Ludzie siedzą w kilku
warstwach ubrań, opatuleni w koce i żyją w przerażającym zimnie. W dzień na
zewnątrz jest na ogół cieplej niż w ich domach, ponieważ można załapać się na
odrobinę słońca. Listopad w Nepalu był piękny, połowa grudnia także! Teraz
niestety radykalnie się ochłodziło.
Ledwo żywi wstaliśmy zatem w sobotę rano
i dowiedzieliśmy się, gdzie musimy szuka specjalisty od "metalu i
spawania", który być może zdecyduje się wykonać dla nas kozę. Musieliśmy
jeszcze wyznaczyć resztę fundamentów i poczekać na kolejną grupę mieszkańców,
tym razem 30 osób, by wszystko im wytłumaczyć. Budowa szkoły w Bakrang-6
ruszyła! Jesteśmy bardzo szczęśliwi! Nie mamy co prawda jeszcze pozwoleń i
działamy na własną rękę, mieszkańcy mówią jednak, że pozwolenia nie będą
problemem. Nie mieliśmy wyjścia, musieliśmy zacząć działać już teraz, inaczej
budowa opóźniłaby się prawdopodobnie o kolejny miesiąc.
Po wyznaczeniu fundamentów opuściliśmy
Bakrang i wróciliśmy do Gorkha. Tam spędziliśmy noc i w niedzielę (20.12.2015)
udaliśmy się do Chitwan - miejscowości, w której chcieliśmy zamówić kozę.
Specjalisty od spawania szukaliśmy dwie godziny. Z większością Nepalczyków
cięzko jest się dogadać, każdy kierował nas w zupełnie inną stronę. W końcu
dotarliśmy na miejsce. Długo tłumaczyliśmy o co nam chodzi, tym bardziej, że
Maciej tego dnia nie mówił, a zna się na tym najlepiej. Majster ze swoim
zespołem podjął się tego zadania i zamówilismy kozę. Zobaczymy, co z tego tak
naprawdę wyniknie. Jedno jest pewne - bez kozy zamarznę na śmierć.
Do Katmandu wróciliśmy późnym wieczorem.
Myślałam, że chociaż tutaj będzie trochę cieplej. Niestety bardzo się
rozczarowałam. W domu Pana Rama jest niemal tak samo zimno jak w Bakrang-6. Zamarzam!
Jak tu żyć? :)
W niedzielę udało mi się także odczytać
wiadomości ze skrzynki mailowej. Czekała tam na mnie wspaniała niespodzianka -
moja praca magisterska została nominowana do nagrody im. Floriana Znanieckiego!
Bardzo się cieszę!
W niedzielę urodziny obchodziła także
moja mama! Jeszcze raz wszystkiego najlepszego Kochana Mamo! Spełnienia marzeń,
zdrowia i usmiechu na twarzy! :)
Komentarze
Publikowanie komentarza